Biegła przez zatłoczone ulice
Barcelony do jednego z centrów handlowych w centrum. Zapomniała
zatankować auta, więc biegła przez zaspy w kozakach na wysokim obcasie
kilkukrotnie się przy tym wywracając i tracąc równowagę. Klęła przez
cały czas przypominając sobie swoją rozmowę z rodzicami. jak mogli jej
coś takiego zrobić?! Z dobroci serca stwierdzili, że powinna sama zacząć
pracować na siebie. Jak miała to niby zrobić, skoro przez całe życie
nie musiała się wysilać. Tak, przez studia nauczyła się na pamięć
rozkładu autobusu, numeru do telepizzy czy obsługi mikrofalówki, ale nie
musiała pracować! Od niecałego tygodnia poniżała się pracując jako
pomocnica Świętego Mikołaja w centrum. Uśmiechała się sztucznie i
sadzała dzieci na kolanach dosłownie kilka lat starszego kolegi, który
wkładał sobie pod sweter poduszkę i zakładał sztuczną brodę. Miała
serdecznie dosyć wstawania o siódmej, albo jechania jak wariatka zaraz
po wykładach.
Święta nie powinny tak wyglądać. Powinno spędzać się je z rodziną jak na każdym filmie puszczanym miesiąc przed Wigilią.
~*~
Jeszcze
wczoraj z całą ukochaną rodziną ubierał choinkę, czytał Lii świąteczne
opowiadania, wyglądał przez okno i jak zahipnotyzowany obserwował śnieg.
Za każdym razem, kiedy zerkał ukradkiem na krzątającą się przy kominku
Daniellę, która wieszała czerwone skarpety widział w jej oczach gwiazdy.
Kochał ją tak bardzo. Przy niej czuł się spełniony.
Później
siedzieli przytuleni i wspominali chwilę, w której się spotkali.
Nareszcie pierwsze wspólne święta! Troski, które zakrzątały mu głowę
zniknęły. Jutro, dokładnie o tej godzinie usiądą przy stole, wszyscy
razem...
A co się działo teraz?
Stał jak słup soli przy drzwiach cały w śniegu i z wytrzeszczonymi
oczami patrzył na Daniellę leżącą na schodach, a na niej jakiegoś
faceta.
- Cesc... - zaczęła cicho.
-
Jak mogłaś mi to zrobić ?! - krzyknął. Wciąż był w szoku, całe jego
ciało się trzęsło. Nie wiedział, czy to z zimna, czy z emocji.
- Wytłumaczę ci to! - zepchnęła mężczyznę z siebie i w samej bieliźnie podeszła do Fabregasa.
-
Daruj sobie. - trzasnął drzwiami wychodząc. Wydawało mu się, że śnieg
topnieje mu pod stopami. Miał ochotę rozwalić ryj temu facetowi, ale
jeszcze bardziej Danielli. Kochał ją tak bardzo, byli szczęśliwi, mieli
Lię... a co jeśli Lia nie jest jego córką? Co jeśli w tym również Semaan
go oszukała?
Głowa go bolała, a łzy
spływały po policzkach. nie wiedział co ze sobą zrobić. Było mu tak
cholernie zimno. Chuchając w lodowate dłonie wszedł do centrum
handlowego. Od razu poczuł ulgę. Przetarł zapewne opuchniętą twarz,
zdjął kaptur i ruchowymi schodami skierował się w stronę kawiarenki, by
zamówić gorącą kawę.
~*~
Ubrana
w zielone legginsy, czerwoną tunikę z białym futerkiem i dziwną czapkę z
pomponem wychodziła z szatni do personelu. Spojrzała w dół - kolejka
dzieci, czekających na Świętego Mikołaja była ogromna. Przewróciła
oczami i ruszyła w stronę schodów. Nagle poczuła jakiś opór przed sobą.
Nim się zorientowała leżała już na ziemi z obolałymi pośladkami, a na
przeciwko niej, w tej samej pozie, tylko oblany kawą był mężczyzna,
którego nie wiadomo skąd kojarzyła.
- Przepraszam! - zaczęła się tłumaczyć wstając.
- Gdzie ty masz oczy?! - krzyknął. - Nie widzisz co zrobiłaś?!
-
Pan wybaczy, ale od kiedy to jesteśmy na ty? - syknęła odchodząc. Nie
miała ochoty kłócić się teraz z tym bucem, niech lepiej on uważa jak
chodzi. Poprawiając kostium przeszła obok gromady piszczących
dzieciaków.
- Van, gdzieś ty była?! - warknęła Alyssa, znajoma z uczelni, dzięki której dostała tę pracę.
-
Wybacz, ale jakiś cham wpadł na mnie i nawet nie przeprosił. - odparła.
- Ale już jestem... gotowa do pracy. - uśmiechnęła się prowadząc
pierwsze z dzieci za rączkę, a później sadzając na kolanach Mikołaja.
Lubiła słuchać ich rozmów. Dzieciaki lekko sepleniły, nie umiały wymówić
niektórych literek - właśnie to było w tym wszystkim najsłodsze. Nie
były świadome tego, że rozmawiają z młodym facetem z poduszką pod
koszulką, który za kilka godzin zapali papierosa. Gdyby to ona, musiała
mówić im prawdę serce pękłoby jej na kawałki widząc te smutne buźki.
Odwracają się na chwilę zobaczyła mężczyznę, na którego wpadła. Siedział
na jednej z ławek ukrywając twarz w dłoniach. Co to za laluś?! -
pomyślała. Świat nie kończy się na oblanej kurtce.
Za każdym
razem, kiedy drzwi się rozsuwały dostawała gęsiej skórki. Halo! Kto
wymyślił te idiotyczne stroje?! Cienkie legginsy i tuniki na
ramionkach.
Mijały godziny, a mężczyzna siedział na ławce, co jakiś czas chodząc po coś do picia lub jedzenie.
- Al, kto to jest? Jakiś bezdomny? - zapytała Alyssy wciąż sztucznie się szczerząc.
-
Bezdomny w ubraniach od najdroższych projektantów i telefonem
dotykowym? - parsknęła. Vanessa wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.
Około
godziny szesnastej kończyła pracę. Była Wigilia, lecz jej nie śpieszyło
się do domu. Usiądzie z makaronem z grzybami przed telewizorem i będzie
oglądała świąteczne filmy - zabawa na całego. Po kłótni z rodzicami
oświadczyła, ze maja się nie spodziewać jej na święta. Przebrała się,
opatuliła szalikiem i zmierzała ku wyjściu. Spojrzała na bruneta
siedzącego na ławce z kolejną porcją kawy.
- Przepraszam. -
wymamrotała nie wierząc, że to robi. - Jeśli panu na tym zależy zapłacę
za pranie. - dodała jeszcze ciszej spuszczając wzrok na podłogę.
-
Nie, to ja jestem winny pani przeprosiny. - odrzekł. - Nie mam dzisiaj
zbyt dobrego dnia i musiałem się na czymś... na kimś wyżyć i niestety
wypadło na panią. - westchnął robiąc kolejny łyk napoju. Dziewczyna
usiadła obok niego.
- Nie śpieszy mi się nigdzie. Chętnie pana
wysłucham. - uśmiechnęła się lekko. - Tak w ogóle, to jestem Vanessa. -
podała mu rękę.
- Cesc. - oznajmił przez chwilę wpatrując się w zadbaną dłoń Vanessy, po czym delikatnie ją uścisnął.
- W takim razie, Cesc. Co się takiego strasznego dzisiaj spotkało? - zapytała ściągając rękawiczki.
- Dowiedziałem się, że dziewczyna mnie zdradzała. - prychnął
- Ałć, niezłe wyczucie czasu. - skomentowała. - To dlatego siedzisz tu przez ten cały czas? - zapytała.
- Dokładnie, nie mam się gdzie podziać.
- Mogę ci pomóc. - odparła.
- Jak? - zmrużył oczy wpatrując się w nią.
-
Miałam dzisiaj przez cały wieczór oglądać jakieś bezsensowne komedie.
Jeśli mnie nie zgwałcisz, nie okradniesz albo nie zabijesz zapraszam. -
uśmiechnęła się. Nie wiedziała dlaczego to robi. Po prostu czuła
potrzebę pomocy komuś.
~*~
-
Witaj w moich skromnych progach. - powiedziała otwierając drzwi małego
mieszkania i wpuszczając Cesc'a do środka. Pierwsze co rzuciło mu się w
oczy, to średniej wielkości choinka stojąca obok telewizora. - Nie
miałam kiedy jej ubrać. - oznajmiła wieszając kurtkę. - Rozgość się.
Jesteś głodny? - zapytała, kiedy weszła do kuchni.
- Tak. Znaczy
się, jeśli to nie kłopot. - odparł. Vanessa nie odpowiedziała. Postawiła
wodę w czajniku i wyciągnęła z lodówki plastikowe pudełko, którego
zawartość dała na dwa talerze i włożyła do mikrofalówki. - Ładnie się
urządziłaś. - skomentował.
- Tak. - uśmiechnęła się lekko.
- Studiujesz? - zapytał widząc na stole stos zeszytów i książek.
- Tak, psychologię. - odparła. - A ty? Co robisz?
-
Jestem piłkarzem... nie wiem czy znasz, FC Barcelona? - uniósł brwi
czekając aż zaskoczy, że w jej mieszkaniu przebywa Cesc Fabregas.
-
Nie, a powinnam? Nie interesuję się sportem, a tym bardziej piłką
nożną. - odrzekła. Słysząc mikrofalówkę poszła do kuchni, by po chwili
wrócić z dwoma talerzami. - Proszę. - podała u jeden i usiadła na
kanapie. Cesc, robiąc to samo przez przypadek kopnął w pudełko stojące
obok mebla.
- Przepraszam, to było niechcący.
- Nic się nie
stało. To jakieś plastikowe ozdoby na choinkę. Jak już mówiłam nie
miałam czasu jej ubrać i tak to zostało. - westchnęła sięgając po pilot i
załączając telewizor.
~*~
Siedzieli
w ciszy jedząc. Cesc czuł się nieswojo w towarzystwie Vanessy, jednak
imponowała mu jej otwartość. Inni po prostu by go zignorowali, jednak
ona wyciągnęła pomocną dłoń. Może było to z jej stronę trochę naiwne,
jednak był jej bardzo wdzięczny. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień, ale
nie było najgorzej.
- Dziękuję, było pyszne. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
-
Nie podlizuj się, wiem, ze było ohydne. Nie umiem gotować, a to były
ostatki w sklepie. - zaśmiała się odnosząc talerze do kuchni.
- Może... - zaczął biorąc pudełko do ręki. - ... ubralibyśmy choinkę? - zaproponował.
- Czemu nie. - wzruszyła ramionami.
Po
jakiejś godzinie śmiechów i dobrej zabawy skończyli zadowoleni ze
swojej pracy. Mimo dość ubogiego wyglądu choinka wyglądała pięknie. Cesc
przez cały ten śmiech wsłuchiwał się w dźwięczny, radosny śmiech
Vanessy.
- Popatrz! - powiedziała z entuzjazmem wpatrując się w
okno. Cesc podszedł do niej już z dala widząc o co może chodzić
dziewczynie. Za oknem prószył śnieg. nie było żadnego deszczu ani
wiatru. - Pięknie. - dodała szeroko się uśmiechając.
- Masz racje. - kiwnął głową.
Usiedli z powrotem na kanapie nie wiedząc co powiedzieć.
-
Ty wiesz, dlaczego sam spędzam święta, a ty? - zagaił Cesc spoglądając
na dłonie dziewczyny, która bawiła się swoimi jasnobrązowymi włosami.
-
Dobrze. - odwróciła się w jego stronę. - Pokłóciłam się z rodzicami i
tyle. Cała moja historia. - uśmiechnęła się. - Lepiej żebyś więcej nie
wiedział.
- A może chcę wiedzieć? - podniósł w dość komiczny sposób jedną z brwi, na co Vanessa parsknęła śmiechem.
-
Dobrze, ale słuchasz tego na własną odpowiedzialność. - odrzekła. -
Pochodzę z dość zamożnej rodziny. Wszyscy uważali, że jestem
rozpieszczonym bachorem i powoli zaczynałam w to wierzyć, ale kiedy
zaczęłam studia starałam się być samodzielna i pokazać wszystkim na co
mnie stać. Jakieś dwa tygodnie temu odbyłam nieciekawą rozmowę z
rodzicami, którzy nagle stwierdzili, ze mam sama na siebie zarabiać i po
prostu przestali mi wysyłać pieniądze. - wzruszyła ramionami. - Nic
ciekawego.
~*~
Rozmawiali
jeszcze przez dłuższy czas. Dziewczyna przyniosła z kuchni dwa kieliszki
i butelkę wina mówiąc, że kupiła ją na randkę z jakimś facetem, z
którym próbowała wyswatać ją przyjaciółka, jednak już na początku nie
wypaliło. Jeden z filmów się skończył i zaczął drugi. Vanessa podniosła
się z kanapy i z kieliszkiem w dłoni znów podeszła do okna. Na widok
wciąż padającego śniegu uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham śnieg. - zagryzła wargi patrząc na podchodzącego bliżej Cesc'a.
- Patrz tam! - wypalił pokazując palcem an cos na niebie.
-
Na co, gdzie? - zapytała zdezorientowana szukając wzrokiem czegoś na co
wskazywał Cesc. W końcu zobaczyła. Pośród płatków śniegu widziała
spadającą gwiazdę. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Pomyśl
życzenie. - szepnął jej do ucha. Zamknęła oczy szybko wymyślając coś, co
było w miarę realne. - Hej, słuchaj. - znów usłyszała głos Cesc'a,
który złapał ją za łokieć i odwrócił w swoją stronę. - Dziękuję za ten
dzień. - uśmiechnął się. - Gdyby nie ty błąkałbym się po całej
Barcelonie myśląc o Danielli.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczysz - parsknęła.
Wtedy Cesc zrobił coś niespodziewanego, o czym mogła tylko pomarzyć.
Objął ją ramionami i pocałował. Mimo, że miał popękane od mrozu usta
czuła ciepło emanujące od jego ciała.Wtopiła dłonie w jego ciemne,
miękkie włosy z każdą chwilą zatracając się coraz bardziej w następnych
pocałunkach. Wziął ją na ręce i posadził na parapecie. Kiedy przyłożyła
rozgrzane plecy do zimnej szyby poczuła ulgę. Ręce Cesc'a były wszędzie.
na jej brzuchu, piersiach, udach.
- Nie mogę ci obiecać niczego więcej... tylko tą noc, więc jeśli chcesz bym przestał, zrobię to - wyszeptał jej do ucha.
- Nie oczekuję niczego więcej. - odparła.
Od autorki: Ależ się rozpisałam. Nie dzieje się tu zbyt wiele. Jest lekko, łatwo i przyjemnie, w końcu to świąteczne opowiadanie. Nie oczekujcie żadnych dramatów czy tragedii. Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam i do następnego weekendu!
Laurel.
PS. W menu znajdziecie zwiastun opowiadania wykonany przez Minizę!