poniedziałek, 30 grudnia 2013

[4] Epilog

Rok później
- Gdzie jesteście? - zapytała zaniepokojona, kiedy Cesc w końcu odebrał telefon.
- Za pięć minut będziemy, ubieraj się już. - odparł, po czym się rozłączył. Vanessa wyłączyła telewizor, lampki z choinki i zaczęła ubierać płaszcz, kiedy usłyszała trąbienie samochodu. Pośpiesznie chwyciła torebkę i zbiegła na dół. Szeroko uśmiechnęła się do Lii, która opatulona kurteczką i czapeczką siedziała w foteliku na tylnym siedzeniu.
- Przepraszam, ale musiałem odbyć jeszcze niemiłą rozmowę z Daniellą. - oświadczył Cesc, kiedy dziewczyna weszła do samochodu i czule ją ucałował.
- Dobrze już, dobrze. Ale jedź już, bo rodzice nas zabiją. - parsknęła śmiechem. Dokładnie rok temu Vanessa i Cesc poznali się w centrum handlowym. Teraz, kiedy piłkarz jest pełnoprawnym opiekunem córki, a Daniella może widywać się z Lią tylko w weekendy (podczas procesu wyszło na jaw, że jej partner handlował narkotykami) postanowili spędzić święta u rodziców Fabregasa, a niespodzianką była również obecność rodziców Vanessy.
- Daj głośniej. - poprosiła szatynka, kiedy w głośnikach usłyszała Last Christmas. Lia zaczęła cichutko i niewyraźnie podśpiewywać. - Jeszcze będziesz sławną piosenkarką. - uśmiechnęła się odwracając do tyłu i lekko łaskocząc Lię, która zanosiła się śmiechem.
- Dobra, dziewczyny, przestańcie. Auto nawet bez tego ślizga się jak na łyżwach. - jęknął żałośnie. Vanessa pocałowała go w policzek i usiadła na miejscu.- Cieszę się, że te święta spędzimy wszyscy razem. - dodał z szerokim uśmiechem.
- Ja też. Nie wierzę, że minął już rok. - odrzekła. - Kocham cię.
- Też cię kocham. - ścisnął dłoń dziewczyny spoczywającą na jej kolanie i mrugnął okiem. Jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy, jak w tej chwili. Święta Bożego Narodzenia to magiczny czas i on jest tego przykładem.

Od autorki: Krótko, bo krótko, ale przynajmniej sympatycznie. Znów mała obsuwa, bo jestem chora i nie byłam zbyt długo na komputerze. Mam nadzieję, że miło będziecie wspominać to opowiadanie! Do zobaczenia na pozostałych, Laurel.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

[3] Świąteczne przebaczenie

Wczoraj cały dzień rozmawiali. Tylko rozmawiali, nic poza tym. Poznali się na wylot, wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Z opowieści Cesc'a można było wywnioskować, że kochali się z Daniellą ponad wszystko, że nic nie wskazywało na to, co miało miejsce w wigilię. Bardzo mu współczuła z tego powodu, jednak nie mogła wyobrazić sobie jego bólu. Jeszcze nigdy tak naprawdę nie kochała. Tak, miała wielu chłopaków, ale były to raczej przelotne znajomości i szczenięce miłości, które nie były na tyle silne by przetrwać choć kilka miesięcy. Był nawet jeden chłopak, Gustav, którego kochała... przynajmniej tak jej się wydawało, jednak kiedy z nią zerwał nic w środku ją nie zabolało, a serce nie rozpadło się.
~*~
Teraz siedziała na kanapie obgryzając paznokcie jednej ręki, a w drugiej trzymając telefon. Wstała z zamiarem zadzwonienia do rodziców i porozmawiania, przebaczenia. W końcu Święta Bożego Narodzenia to czas miłości, pojednania, wielkich zmian.
- Nie, nie zrobię tego. -  jęknęła sama do siebie odrzucając telefon na drugi koniec kanapy. I właśnie w tym momencie zadzwonił. - Tata. - szepnęła sama do siebie. To musiał być jakiś znak. - Słucham? - odebrała drżącym głosem.
- Vanessa! Wreszcie! - usłyszała niski, męski głos ojca, który lata temu czytał jej bajki na dobranoc.
- Coś się stało? - zapytała próbując nie okazać żadnych emocji, chciała być obojętna.
- Tak! Święta się stały. Czemu cię nie było? Martwiliśmy się o ciebie.
- Mówiłam, że nie przyjadę. - przełknęła głośno ślinę. - Sama sobie jakoś radzę, nie potrzebuję waszej łaski. - dodała ostro, na co sama się zdziwiła. Jeszcze przed chwilą sama chciała się pogodzić, jednak przeszłość wróciła. Nienawidziła rodziców za to, że pracowali w każde święta, za to, że musiała spędzać je ze służbą, a nie z własną rodziną. Zawsze sama słuchała świątecznych piosenek, stroiła choinkę, zjeżdżała na sankach.
- Van, prosimy cię. Razem z mamą bardzo tęsknimy. - usłyszała. Pierwsze co pomyślała, to to, że są żałośni, jednak po chwili zastanowienia... przecież jestem ich córką do jasnej cholery! kochają mnie i tęsknią za mną!
- Ja też tęsknię. - wydukała.
~*~
Wczoraj wieczorem zadzwoniła Daniella prosząc o spotkanie. Najpierw się wahał, jednak co mu szkodzi? Nie wybaczy jej tego, co zrobiła i koniec kropka. Przynajmniej będzie miał satysfakcję widząc jak ta płaszczy się przed nim. 
Wszedł do knajpki, w której byli umówieni, zamówił gorącą kawę i spokojnie czekał. I czekał. I czekał. Zdążył wypić kawę. Zapłacił i zaczął się ubierać. Właśnie wtedy do środka wpadła Daniella, jak zawsze wyglądała zjawiskowo. W tym momencie wspomnienia wróciły. Byli szczęśliwi... bardzo. Ich wspólne wakacje, wiadomość, że jest w ciąży... chciało mu się płakać.
- Witaj. - podeszła do niego i przywitała się czarującym głosem. - przepraszam, że się spóźniłam, ale musiałam odwieźć Lię do rodziców. - dodała. Cesc tylko kiwnął głową i znów rozebrał kurtkę. 
- Poproszę jeszcze jedną kawę. 
- Ja też! - zawołała do mężczyzny zmierzającego na zaplecze. - Cesc, wysłuchaj mnie, dobrze? - spojrzała mu głęboko w oczy. 
- Dobrze. - odparł rozsiadając się na swoim miejscu. Serce było mu coraz szybciej, kiedy patrzył na jej twarz i ciało. Tyle razy było mu dane jej dotykać. Myślał, że należą tylko do siebie.

Wybaczył jej. W końcu święta to nadzwyczajny czas, w którym się przebacza. Było im dane spędzić razem te kilka lat, jednak ona nie dała rady dotrzymać mu wierności. Kochał Daniellę tak bardzo. Zajął się jej dziećmi z poprzedniego małżeństwa, traktował je jak swoje, mieli Lię - jego największy skarb. Wybaczył jej, jednak będzie walczył o córkę. Jest dla niego najważniejsza i chce dla niej jak najlepiej.
- Cesc, nie możesz tego zrobić. Sąd zawsze przyzna opiekę nad dzieckiem matce. - oznajmiła nerwowo kręcąc się na miejscu.
- Zobaczymy. - odrzekł, po czym wyszedł.

Od autorki: Eh, znów poślizg. Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale nie było mnie w domu. Chciałabym życzyć Wam wszystkim spokojnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i pijanego, niezapomnianego Sylwestra!
Przed nami jeszcze epilog, który dodam w weekend. Od początku mówiłam, że będzie to bardzo krótkie, lekkie opowiadanie, więc takie jest. 16 stycznia startuję z he-was-gone, do którego zwiastun możecie zobaczyć tutaj. Całe opowiadanie jest dedykowane Minizie <3
Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

środa, 18 grudnia 2013

[2] Świąteczne rozczarowanie

Nigdy nie podejrzewała, że spędzi taką Wigilię. Przez całą noc po głowie chodziły jej słowa Cesc'a: ,,Nie mogę ci obiecać niczego więcej... tylko tą noc." Na początku nie przeszkadzało jej to, ale po dłuższym czasie zaczęło... Nie mogła wyobrazić sobie, że tak po prostu wyjdzie z jej mieszkania do innej kobiety.
- Muszę iść. - jęknął cicho odwracając się w stronę Vanessy i rozprostowując kości na łóżku.
- Wiem, ale cię nie puszczę. - prychnęła owijając go nogami. Blade promienie słońca, które starało się zapanować nad sypiącym śniegiem wtargnęły do sypialni oślepiając ich na moment.
- Co mam zrobić, żebyś mnie puściła? - zapytał podnosząc lekko brew. Vanessa spojrzała mu prosto w oczy i zagryzła wargę.
- Pocałuj mnie. - odparła, co Cesc uczynił bez zastanowienia, z uśmiechem na twarzy. - Zjesz coś zanim pójdziesz? - zapytała odrywając się od niego po chwili. Fabregas tylko kiwnął głową.
~*~
Chodziła sama po ośnieżonym parku, opatulona kurtką nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Wczoraj kiedy zobaczyła Cesc'a myślała, że jest bezdomnym chamem, a już kilka godzin później kochali się w jej sypialni. Nawet gdyby świat się walił nie uciekałaby, wolałaby spędzić ten czas właśnie z nim. Nie pojmowała jak Daniella mogła go zdradzić. Miała wszystko: rodzinę, cudownego mężczyznę u boku, a wolała się zabawiać z jakimś innym facetem.
Poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła telefon i zamarła, kiedy zobaczyła napis: Mama. Mówi się, że święta to czas wybaczania, ale... czy oni się tak naprawdę pokłócili? Rodzice po prostu zadzwonili i oznajmili, ze musi zacząć sama zarabiać. Koniec rozmowy. To się nazywa mieć tupet. Przez całe życie ją utrzymywali, rozpieszczali i nagle rzucają ją na głęboką wodę nawet nie załatwiając pracy.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę i odłożyła komórkę do kieszeni kierując się w stronę mieszkania.
Musiała się czymś zająć, nie miała ochoty siedzieć bezczynnie, rozmyślać i czekać.By zająć myśli zaraz po wejściu do mieszkania skierowała się do kuchni, by zrobić jedzenie... z tego, co w lodówce. To będzie niemożliwe, ale Vanessa lubiła wyzwania.
~*~
Biorąc głęboki wdech nacisnął klamkę drzwi wejściowych do... jeszcze niedawna swojego domu. Pierwsze co zobaczył, to Daniella... do niedawna jego ukochana, z Lią na kolanach... do niedawna jego stuprocentową córką i jakimś mężczyzną obok nich... do niedawna nieznajomym. Ponownie jego serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków, które raniły go w środku.
- Wspaniale się zabawiacie. - syknął zaciskając pięści i powstrzymując się od rozkwaszenia twarzy faceta, który na niego spojrzał. Już miał ruszyć w ich stronę, jednak zobaczył Lię, uśmiechniętą, tak podobną do niego samego, że niemożliwością jest, by nie była jego córką.
- Cesc, wysłuchaj mnie... - usłyszał wysoki, piskliwy głos Danielli, który drażnił go jak nic innego od kilku godzin.
- Nie, to ty mnie wysłuchaj. Po świętach spotykam się z adwokatem, chcę rozwodu i głęboko mam to, co czujesz teraz.
- Nie, nie możesz tego zrobić. - sapnęła podbiegając do niego i łapiąc go za rękę.  W tym momencie Cesc usłyszał odchrząknięcie mężczyzny, siedzącego na kanapie.
- Możesz przestać robić z siebie idiotkę? - powiedział mrużąc oczy.
- Słucham? - Daniella wyglądała na dość bardzo zszokowaną. Wybałuszyła oczy spoglądając na mężczyznę.
- Dobra, mam już tego dość. Fabregas, jestem z Daniellą od lat. Prawda jest taka, że chciała od ciebie nie wiadomo ile kasy za alimenty. - westchnął. Kobieta mordowała go wzrokiem, wydawać by się mogło, że ma ochotę obedrzeć go żywcem.
- Czyli, że nigdy mnie nie kochałaś ?! - zapytał Cesc. - O ja pierdole! - złapał się za głowę biorąc głębokie wdechy. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko się dzieje.
- Nie, kochanie, nie słuchaj go. Myśli sobie nie wiadomo co. Kocham cię najbardziej na świecie, on dla mnie nic nie znaczy! - odparła. Hiszpan spojrzał na byłą ukochaną z politowaniem i żałością. Była teraz dla niego niczym. Najchętniej cofnąłby czas i nigdy nie poznał.
- Do końca tygodnia ma cie tu nie być. - warknął. - I jeśli wydaje ci się, że zostawię ci Lię, to się grubo mylisz. Nie pozwolę, by mała wychowywała się z taką matką Jesteś dla mnie niczym, rozumiesz ?! Niczym! - krzyknął trzaskając drzwiami.
To bolało, tak bardzo bolało. Zdradę mógł jakoś przełknąć, ale wiadomość, że ona nigdy go nie kochała, że robiła to wszystko tylko i wyłącznie dla pieniędzy była nie do zniesienia.
~*~
Zadowolona z siebie runęła na kanapę, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Dopiero co wywlokła się z kuchni, znów musiała wstać. Mijając po drodze okno, za którym zobaczyła wciąż pogrążoną w śniegu Barcelonę stanęła przed drzwiami, a po chwili je otworzyła. Zobaczyła opatulonego w kurtkę Cesc'a ze śniegiem... wszędzie.
- Mogę? - zapytał spoglądając na nią oczami pełnymi łez. Wiedziała, że ta kobieta znów go zraniła.
- Pewnie, wchodź. - odsunęła się kawałek od drzwi robiąc mu miejsce. - Cesc, tak bardzo mi przykro... - jęknęła idąc w stronę kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę.
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę...

Od autorki: Wiem, wiem, krótki bardzo, ale kto powiedział, że rozdziały będą długie? Przepraszam Was bardzo za obsuwę, ale przez tą pogodę miałam problemy z internetem, ale już wszystko jest okej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

niedziela, 8 grudnia 2013

[1] Świąteczna tregedia

Biegła przez zatłoczone ulice Barcelony do jednego z centrów handlowych w centrum. Zapomniała zatankować auta, więc biegła przez zaspy w kozakach na wysokim obcasie kilkukrotnie się przy tym wywracając i tracąc równowagę. Klęła przez cały czas przypominając sobie swoją rozmowę z rodzicami. jak mogli jej coś takiego zrobić?! Z dobroci serca stwierdzili, że powinna sama zacząć pracować na siebie. Jak miała to niby zrobić, skoro przez całe życie nie musiała się wysilać. Tak, przez studia nauczyła się na pamięć rozkładu autobusu, numeru do telepizzy czy obsługi mikrofalówki, ale nie musiała pracować! Od niecałego tygodnia poniżała się pracując jako pomocnica Świętego Mikołaja w centrum. Uśmiechała się sztucznie i sadzała dzieci na kolanach dosłownie kilka lat starszego kolegi, który wkładał sobie pod sweter poduszkę i zakładał sztuczną brodę. Miała serdecznie dosyć wstawania o siódmej, albo jechania jak wariatka zaraz po wykładach. 
Święta nie powinny tak wyglądać. Powinno spędzać się je z rodziną jak na każdym filmie puszczanym miesiąc przed Wigilią.
~*~
Jeszcze wczoraj z całą ukochaną rodziną ubierał choinkę, czytał Lii świąteczne opowiadania, wyglądał przez okno i jak zahipnotyzowany obserwował śnieg. Za każdym razem, kiedy zerkał ukradkiem na krzątającą się przy kominku Daniellę, która wieszała czerwone skarpety widział w jej oczach gwiazdy. Kochał ją tak bardzo. Przy niej czuł się spełniony. 
Później siedzieli przytuleni i wspominali chwilę, w której się spotkali. Nareszcie pierwsze wspólne święta! Troski, które zakrzątały mu głowę zniknęły. Jutro, dokładnie o tej godzinie usiądą przy stole, wszyscy razem...

A co się działo teraz? Stał jak słup soli przy drzwiach cały w śniegu i z wytrzeszczonymi oczami patrzył na Daniellę leżącą na schodach, a na niej jakiegoś faceta.
- Cesc... - zaczęła cicho.
- Jak mogłaś mi to zrobić ?! - krzyknął. Wciąż był w szoku, całe jego ciało się trzęsło. Nie wiedział, czy to z zimna, czy z emocji.
- Wytłumaczę ci to! - zepchnęła mężczyznę z siebie i w samej bieliźnie podeszła do Fabregasa.
- Daruj sobie. - trzasnął drzwiami wychodząc. Wydawało mu się, że śnieg topnieje mu pod stopami. Miał ochotę rozwalić ryj temu facetowi, ale jeszcze bardziej Danielli. Kochał ją tak bardzo, byli szczęśliwi, mieli Lię... a co jeśli Lia nie jest jego córką? Co jeśli w tym również Semaan go oszukała? 
Głowa go bolała, a łzy spływały po policzkach. nie wiedział co ze sobą zrobić. Było mu tak cholernie zimno. Chuchając w lodowate dłonie wszedł do centrum handlowego. Od razu poczuł ulgę. Przetarł zapewne opuchniętą twarz, zdjął kaptur i ruchowymi schodami skierował się w stronę kawiarenki, by zamówić gorącą kawę.
~*~
Ubrana w zielone legginsy, czerwoną tunikę z białym futerkiem i dziwną czapkę z pomponem wychodziła z szatni do personelu. Spojrzała w dół - kolejka dzieci, czekających na Świętego Mikołaja była ogromna. Przewróciła oczami i ruszyła w stronę schodów. Nagle poczuła jakiś opór przed sobą. Nim się zorientowała leżała już na ziemi z obolałymi pośladkami, a na przeciwko niej, w tej samej pozie, tylko oblany kawą był mężczyzna, którego nie wiadomo skąd kojarzyła.
- Przepraszam! - zaczęła się tłumaczyć wstając.
- Gdzie ty masz oczy?! - krzyknął. - Nie widzisz co zrobiłaś?!
- Pan wybaczy, ale od kiedy to jesteśmy na ty? - syknęła odchodząc. Nie miała ochoty kłócić się teraz z tym bucem, niech lepiej on uważa jak chodzi. Poprawiając kostium przeszła obok gromady piszczących dzieciaków.
- Van, gdzieś ty była?! - warknęła Alyssa, znajoma z uczelni, dzięki której dostała tę pracę.
- Wybacz, ale jakiś cham wpadł na mnie i nawet nie przeprosił. - odparła. - Ale już jestem... gotowa do pracy. - uśmiechnęła się prowadząc pierwsze z dzieci za rączkę, a później sadzając na kolanach Mikołaja. Lubiła słuchać ich rozmów. Dzieciaki lekko sepleniły, nie umiały wymówić niektórych literek - właśnie to było w tym wszystkim najsłodsze. Nie były świadome tego, że rozmawiają z młodym facetem z poduszką pod koszulką, który za kilka godzin zapali papierosa. Gdyby to ona, musiała mówić im prawdę serce pękłoby jej na kawałki widząc te smutne buźki. Odwracają się na chwilę zobaczyła mężczyznę, na którego wpadła. Siedział na jednej z ławek ukrywając twarz w dłoniach. Co to za laluś?! - pomyślała. Świat nie kończy się na oblanej kurtce.
Za każdym razem, kiedy drzwi się rozsuwały dostawała gęsiej skórki. Halo! Kto wymyślił te idiotyczne stroje?! Cienkie legginsy i tuniki na ramionkach.
Mijały godziny, a mężczyzna siedział na ławce, co jakiś czas chodząc po coś do picia lub jedzenie.
- Al, kto to jest? Jakiś bezdomny? - zapytała Alyssy wciąż sztucznie się szczerząc.
- Bezdomny w ubraniach od najdroższych projektantów i telefonem dotykowym? - parsknęła. Vanessa wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.
Około godziny szesnastej kończyła pracę. Była Wigilia, lecz jej nie śpieszyło się do domu. Usiądzie z makaronem z grzybami przed telewizorem i będzie oglądała świąteczne filmy - zabawa na całego. Po kłótni z rodzicami oświadczyła, ze maja się nie spodziewać jej na święta. Przebrała się, opatuliła szalikiem i zmierzała ku wyjściu. Spojrzała na bruneta siedzącego na ławce z kolejną porcją kawy.
- Przepraszam. - wymamrotała nie wierząc, że to robi. - Jeśli panu na tym zależy zapłacę za pranie. - dodała jeszcze ciszej spuszczając wzrok na podłogę.
- Nie, to ja jestem winny pani przeprosiny. - odrzekł. - Nie mam dzisiaj zbyt dobrego dnia i musiałem się na czymś... na kimś wyżyć i niestety wypadło na panią. - westchnął robiąc kolejny łyk napoju. Dziewczyna usiadła obok niego.
- Nie śpieszy mi się nigdzie. Chętnie pana wysłucham. - uśmiechnęła się lekko. - Tak w ogóle, to jestem Vanessa. - podała mu rękę.
- Cesc. - oznajmił przez chwilę wpatrując się w zadbaną dłoń Vanessy, po czym delikatnie ją uścisnął.
- W takim razie, Cesc. Co się takiego strasznego dzisiaj spotkało? - zapytała ściągając rękawiczki. 
- Dowiedziałem się, że dziewczyna mnie zdradzała. - prychnął
- Ałć, niezłe wyczucie czasu. - skomentowała. - To dlatego siedzisz tu przez ten cały czas? - zapytała.
- Dokładnie, nie mam się gdzie podziać.
- Mogę ci pomóc. - odparła.
- Jak? - zmrużył oczy wpatrując się w nią.
- Miałam dzisiaj przez cały wieczór oglądać jakieś bezsensowne komedie. Jeśli mnie nie zgwałcisz, nie okradniesz albo nie zabijesz zapraszam. - uśmiechnęła się. Nie wiedziała dlaczego to robi. Po prostu czuła potrzebę pomocy komuś.
~*~
- Witaj w moich skromnych progach. - powiedziała otwierając drzwi małego mieszkania i wpuszczając Cesc'a do środka. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to średniej wielkości choinka stojąca obok telewizora. - Nie miałam kiedy jej ubrać. - oznajmiła wieszając kurtkę. - Rozgość się. Jesteś głodny? - zapytała, kiedy weszła do kuchni.
- Tak. Znaczy się, jeśli to nie kłopot. - odparł. Vanessa nie odpowiedziała. Postawiła wodę w czajniku i wyciągnęła z lodówki plastikowe pudełko, którego zawartość dała na dwa talerze i włożyła do mikrofalówki. - Ładnie się urządziłaś. - skomentował.
- Tak. - uśmiechnęła się lekko.
- Studiujesz? - zapytał widząc na stole stos zeszytów i książek.
- Tak, psychologię. - odparła. - A ty? Co robisz?
- Jestem piłkarzem... nie wiem czy znasz, FC Barcelona? - uniósł brwi czekając aż zaskoczy, że w jej mieszkaniu przebywa Cesc Fabregas.
- Nie, a powinnam? Nie interesuję się sportem, a tym bardziej piłką nożną. - odrzekła. Słysząc mikrofalówkę poszła do kuchni, by po chwili wrócić z dwoma talerzami. - Proszę. - podała u jeden i usiadła na kanapie. Cesc, robiąc to samo przez przypadek kopnął w pudełko stojące obok mebla.
- Przepraszam, to było niechcący.
- Nic się nie stało. To jakieś plastikowe ozdoby na choinkę. Jak już mówiłam nie miałam czasu jej ubrać i tak to zostało. - westchnęła sięgając po pilot i załączając telewizor.
~*~
Siedzieli w ciszy jedząc. Cesc czuł się nieswojo w towarzystwie Vanessy, jednak imponowała mu jej otwartość. Inni po prostu by go zignorowali, jednak ona wyciągnęła pomocną dłoń. Może było to z jej stronę trochę naiwne, jednak był jej bardzo wdzięczny. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień, ale nie było najgorzej.
- Dziękuję, było pyszne. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Nie podlizuj się, wiem, ze było ohydne. Nie umiem gotować, a to były ostatki w sklepie. - zaśmiała się odnosząc talerze do kuchni.
- Może... - zaczął biorąc pudełko do ręki. - ... ubralibyśmy choinkę? - zaproponował.
- Czemu nie. - wzruszyła ramionami.

Po jakiejś godzinie śmiechów i dobrej zabawy skończyli zadowoleni ze swojej pracy. Mimo dość ubogiego wyglądu choinka wyglądała pięknie. Cesc przez cały ten śmiech wsłuchiwał się w dźwięczny, radosny śmiech Vanessy.
- Popatrz! - powiedziała z entuzjazmem wpatrując się w okno. Cesc podszedł do niej już z dala widząc o co może chodzić dziewczynie. Za oknem prószył śnieg. nie było żadnego deszczu ani wiatru. - Pięknie. - dodała szeroko się uśmiechając.
- Masz racje. - kiwnął głową.
Usiedli z powrotem na kanapie nie wiedząc co powiedzieć.
- Ty wiesz, dlaczego sam spędzam święta, a ty? - zagaił Cesc spoglądając na dłonie dziewczyny, która bawiła się swoimi jasnobrązowymi włosami.
- Dobrze. - odwróciła się w jego stronę. - Pokłóciłam się z rodzicami i tyle. Cała moja historia. - uśmiechnęła się. - Lepiej żebyś więcej nie wiedział.
- A może chcę wiedzieć? - podniósł w dość komiczny sposób jedną z brwi, na co Vanessa parsknęła śmiechem.
- Dobrze, ale słuchasz tego na własną odpowiedzialność. - odrzekła. -  Pochodzę z dość zamożnej rodziny. Wszyscy uważali, że jestem rozpieszczonym bachorem i powoli zaczynałam w to wierzyć, ale kiedy zaczęłam studia starałam się być samodzielna i pokazać wszystkim na co mnie stać. Jakieś dwa tygodnie temu odbyłam nieciekawą rozmowę z rodzicami, którzy nagle stwierdzili, ze mam sama na siebie zarabiać i po prostu przestali mi wysyłać pieniądze. - wzruszyła ramionami. - Nic ciekawego.
~*~
Rozmawiali jeszcze przez dłuższy czas. Dziewczyna przyniosła z kuchni dwa kieliszki i butelkę wina mówiąc, że kupiła ją na randkę z jakimś facetem, z którym próbowała wyswatać ją przyjaciółka, jednak już na początku nie wypaliło. Jeden z filmów się skończył i zaczął drugi. Vanessa podniosła się z kanapy i z kieliszkiem w dłoni znów podeszła do okna. Na widok wciąż padającego śniegu uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham śnieg. - zagryzła wargi patrząc na podchodzącego bliżej Cesc'a.
- Patrz tam! - wypalił pokazując palcem an cos na niebie.
- Na co, gdzie? - zapytała zdezorientowana szukając wzrokiem czegoś na co wskazywał Cesc. W końcu zobaczyła. Pośród płatków śniegu widziała spadającą gwiazdę. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Pomyśl życzenie. - szepnął jej do ucha. Zamknęła oczy szybko wymyślając coś, co było w miarę realne. - Hej, słuchaj. - znów usłyszała głos Cesc'a, który złapał ją za łokieć i odwrócił w swoją stronę. - Dziękuję za ten dzień. - uśmiechnął się. - Gdyby nie ty błąkałbym się po całej Barcelonie myśląc o Danielli.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczysz - parsknęła. Wtedy Cesc zrobił coś niespodziewanego, o czym mogła tylko pomarzyć. Objął ją ramionami i pocałował. Mimo, że miał popękane od mrozu usta czuła ciepło emanujące od jego ciała.Wtopiła dłonie w jego ciemne, miękkie włosy z każdą chwilą zatracając się coraz bardziej w następnych pocałunkach. Wziął ją na ręce i posadził na parapecie. Kiedy przyłożyła rozgrzane plecy do zimnej szyby poczuła ulgę. Ręce Cesc'a były wszędzie. na jej brzuchu, piersiach, udach.
- Nie mogę ci obiecać niczego więcej... tylko tą noc, więc jeśli chcesz bym przestał, zrobię to - wyszeptał jej do ucha.
- Nie oczekuję niczego więcej. - odparła.

Od autorki: Ależ się rozpisałam. Nie dzieje się tu zbyt wiele. Jest lekko, łatwo i przyjemnie, w końcu to świąteczne opowiadanie. Nie oczekujcie żadnych dramatów czy tragedii. Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam i do następnego weekendu! Laurel.
PS. W menu znajdziecie zwiastun opowiadania wykonany przez Minizę!

niedziela, 1 grudnia 2013

[0] Świąteczne plany

Święta Bożego Narodzenia są dla każdego okresem wyjątkowym. Jednym chodzi o to, aby spędzić je w gronie najbliższych, inni czekają na świąteczne przeceny w sklepach, a jeszcze inni spędzają je w pracy, jednak zawsze są one czymś specjalnym. Strojenie choinki, wywieszanie na drzwiach stroików, stawianie menory na oknie, przygotowywanie ozdób z dziećmi czy szykowanie posiłków. Dokładnie tak Cesc Fabregas chciał spędzić święta - z ukochaną żoną, jej dziećmi i nowo narodzonym szkrabem. Od tygodni planował wystrój domu, szukał prezentów, przeglądał gazety z przepisami na świąteczne dania. Chciał na zawsze zapamiętać ich pierwsze wspólne święta. Był najszczęśliwszy człowiekiem pod słońcem. W jego rodzinnym domu od pokoleń panowały bożonarodzeniowe tradycje, które chciał przekazać swoim dzieciom. Daniella zawsze tłumaczyła się, że nie ma czasu czy ochoty, że to, co zaplanuje Cesc będzie dobre. I nie przejmował się tym, był zaślepiony szczęściem i miłością. Nie zauważył, że coś jest nie tak. 

Vanessa Garcia zawsze była rozpieszczonym dzieckiem. Rodzice byli prawdziwymi bogaczami. Ojciec sławnym na całym świecie chirurgiem plastycznym, a matka projektantką mody, której ubrania pożądane były przez wszystkie szanujące się damy. Mieli wille w Meksyku, skąd pochodził jej tata, oraz w Hiszpanii, gdzie natomiast wychowała się mama. Wszyscy uważali, z była dzieckiem szczęśliwym. Podróżowała po całym świecie, miała modne ubrania, pieniądze, służbę, wszyscy chcieli się z nią przyjaźnić. Nie wyglądało to jednak tak kolorowo. Uwielbiała święta, które niestety spędzać musiała bez rodziców. Towarzyszyli jej za to kochający dziadkowie - rodzice matki oraz służba. Lokaj Eduardo, kucharz Matteo i dwie sprzątaczki - Layla i Maria. Tak na prawdę oni byli jej rodziną. Kiedy zaczynała studia w Barcelonie rodzice co miesiąc przesyłali jej niewiarygodną sumę pieniędzy, które szybo roztrwaniała. Wszystko uległo zmianie, kiedy dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia pokłóciła się z rodzicami, przez co przestali wysyłać jej pieniądze. Znajoma z uczelni załatwiła jej pracę na okres świąt - została pomocnicą Świętego Mikołaja w centrum handlowym.

Od autorki: Witajcie moi kochani! Opowiadanie to jest całkowicie spontaniczne. Naprawdę nie wiem co strzeliło mi do głowy, ale nie mogłam się powstrzymać. Rozdziały będą publikowane w każdy weekend grudnia. Historia ta będzie bardzo krótka, prolog, 3 rozdziały, epilog. Mam nadzieję, że umilę Wam chociaż trochę te ostatnie tygodnie szkoły, podczas których czekacie na święta! W tygodniu pojawi się ostatni rozdział na Ramosie więc zaglądajcie! Nie wiem co tu jeszcze mówić, mam nadzieję, że to króciutkie opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
PS. Obiecuję, że do tygodnia nadrobię Wasze wszystkie blogi! przepraszam za takie zastoje.

Last Christmas

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away (you gave it away)
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special (special)

Once bitten and twice shy
I keep my distance
But you still catch my eye
Tell me baby
Do you recognize me?
Well
It's been a year
It doesn't surprise me

(Happy Christmas)

I wrapped it up and sent it
With a note saying "I love you"
I meant it
Now I know what a fool I've been
But if you kissed me now
I know you'd fool me again

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away (you gave it away)
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special (special)

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special (special)

A crowded room
Friends with tired eyes
I'm hiding from you
And your soul of ice
My God I thought you were
Someone to rely on
Me?
I guess I was a shoulder to cry on

A face on a lover with a fire in his heart
A man undercover but you tore me apart

Now I've found a real love you'll never fool me again

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away (you gave it away)
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special (special)

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special

A face on a lover with a fire in his heart
A man under cover but you tore him apart
Maybe next year I'll give it to someone
I'll give it to someone special.
(Special. Someone. Someone.)
I'l give it to someone...

Yeeaaa